-Laura! Śniadanie gotowe!
-Już idę Emily!
Emily była naszą gospodynią od kiedy pamiętam. Praktycznie należała do naszej rodziny. Była ona starszą wdową, która po stracie męża chciała zacząć wszystko od nowa. Czy to osiągnęła? Trudno powiedzieć. Po prostu zostawiła całą rodzinę i 'przyłączyła' się do naszej. Chociaż, chyba tylko ja traktowałam ją jak kogoś więcej niż tylko gospodynię. No.. Może z wyjątkiem mojego brata. Brat bliźniak - upiorne, denerwujące, wszędzie się wtrącające stworzenie? Nie w naszym przypadku. Cameron był częścią mnie. Dopiero razem byliśmy całością. Gdy ja spadłam z roweru - jego bolała ręka, a gdy dostał piłką - ja miałam na nodze siniaka. Może nie dosłownie, ale coś w tym było. Ponadto był najprzystojniejszym siedemnastolatkiem w całym Nowym Jorku. Zawsze nosił ubrania z najwyższej półki. Koszule? Tylko Giorgio Armani. Spodnie? Tylko Dolce & Gabbana. Nie zapominając o perfumach. Calvin Klein. Do tego te poczochrane, kasztanowe włosy, idealny, biały uśmiech, piękne rysy twarzy i idealna sylwetka. Tylko cały problem tkwił w tym, że jemu na tym nie zależało. Gdy mamy nie było w domu, zakładał zwykłą, pogniecioną koszulkę i zwykłe, wąskie spodnie. Właśnie. Nasza mama. Jedna z najlepszych stylistek gwiazd. Ubierała i czesała wszystkie gwiazdki show biznesu. Zaczynając od Timberlake'a, kończąc na tych wszystkich boysband'ach, które rządzą wśród nastolatek. A tata? Mama ciągle zmieniała partnerów, jak to w takim środowisku bywa. Jej najdłuższy związek jaki pamiętam, to romans z jednym z najlepszych modeli Giorgio Aramini. Jak weszłam wtedy do domu, myślałam, że mam jakieś zwidy. A tutaj niespodzianka! Tak, Wouter Peelen, mieszka z nami już od pięciu miesięcy. Trzeba przyznać, że jest niezły. Ale nie wiem co jest gorsze. To, że uważam, że chłopak mojej mamy jest bardzo przystojny, czy to że mama mówi czasem to samo o moich partnerach. Trzeba jej przyznać, że status matki przydzieliła sobie dosyć wcześnie, bo już w wieku ledwo skończonych dwudziestu lat. A może nawet nie? Babci to jednak nie przeszkadzało. Dziadek był jednym z najlepszych prawników w całym stanie, a jego żona była równie wspaniałą sędzią. Ich córka 'uczyła się' w domu, miała wszystko i tak naprawdę nie musiała robić w tym kierunku nic. Pytanie tylko brzmiało: Kto był naszym tatą? Mama nigdy nam tego nie powiedziała, a tym bardziej ktoś inny z rodziny. Czy chociażby plotkarskie gazety. Zazwyczaj odpowiedz brzmiała, że nie był to nikt o kim warto wspominać, albo wolał sławę i pieniądze niż rodzinę. To drugie mówiło więcej. Był sławny i bogaty.. No i koniecznie musiał być przystojny. Czyli?
-Laura! Kochanie, zaraz przyjedzie William!
-Już, już! - krzyknęłam, zakładając drugiego buta z najnowszej kolekcji Gucci.
Śliczne, czarne botki, idealnie pasowały do dżinsów Victorii Beckham, a do tego ten uroczy płaszcz Chanel. Szybciutko ułożyłam delikatnie podwinięte lokówką kasztanowe włosy (identyczne jak Cameron) i zeszłam na dół. Równie modnie i firmowo ubrany brat, pałaszował już naleśniki z cukrem pudrem.
-Szyłaś te ubrania, czy co? Ile można się szykować? - delikatnie się uśmiechnął.
-Chcesz naleśnika? Bo ja to już chyba nie mogę.. - westchnął.
-Jasne, dzięki.
Czym prędzej zjadłam śniadanie i wypiłam pyszną kawę z mlekiem.
-Emily, nie wiem jak ty to robisz. Nigdzie nie ma tak dobrej kawy.
Starsza pani uśmiechnęła się i delikatnie mnie objęła.
-Dodaje tam taki tajny składnik, ale nie mogę ci go zdradzić. Ewentualnie zrobię to, jak w końcu z bratem pojedziecie do szkoły, bo zaraz się spóźnicie.
Odwzajemniłam uśmiech, chwyciłam Camerona za rękę i pobiegliśmy do samochodu. Oczywiście nie przeciętnego Mercedesa, czerwone Lamborghini królowało, wśród naszych znajomych.
-Cześć Will - uśmiechnęliśmy się do kierowcy.
-Witam, witam. Do szkółki, czy może dzisiaj wolne? - zaczął się śmiać.
-Wczoraj było rozpoczęcie, wypadałoby chociaż jeden dzień być - odparł Cameron.
-Ale za to jutro możemy jechać na kawkę - dodałam.
-Jak tam sobie życzycie.
Nowy Jork nawet o tej porze był zatłoczony. Zawsze trzeba było wyjeżdżać dużo wcześniej, by gdziekolwiek zdążyć. Mimo to, kochałam to miasto. Było dla mnie domem i chciałam, żeby już zawsze tak zostało.
-Słyszałem, że paru nowych uczniów ma zostać dołączonych do drugich klas.
-Jeny.. Serio? Nie chce, żeby ktoś nowy przypałętał się do nas - burknęłam.
Nie dość, że nienawidziłam szkoły i poznawania jakiś egoistycznych, próbujących się wywyższać uczniów Hugfiled, to jeszcze ciągle ktoś nowy dołączał do naszej klasy... Chociaż szczerze mówiąc, uwielbiałam przechodzić tamtejszym, głównym korytarzem, razem z Cameronem i naszą grupką. Wszyscy patrzyli się na nas, jak na wybiegu, a my się tak też czuliśmy.